sobota, 1 grudnia 2012

[03] I don't like when you're sad!

Potrzebował pocieszenia.
Wrócił dopiero trzy godziny po spotkaniu z Chrisem. Był w klubie, upił się. Kierował samochód. Wiedział że narażał tym życie swoje i innych, ale nie obchodziło go to, osiągnął swój cel, nie czuł nic. Nie przejmował się tym, że Danni ćpa, że jego rodzice mieli przez niego załamanie nerwowe, że stracił najważniejszą osobę w swoim życiu, ani nawet tym, że niedługo będzie musiał zrobić coś czego nie wybaczy sobie do końca życia - miał to w dupie. 
Wszedł do swojego pokoju i mimo tego, że wiedział iż wszyscy spali trzasnął drzwiami. Usiadł na kanapie i z kieszeni wyciągnął paczkę papierosów, a butelkę z Whisky, którą przyniósł z kuchni otworzył i postawił na stoliku. 
- Justin, co się stało? - do pokoju zawitała zaspana Faith. Miała na sobie tylko dużą koszulkę, (którą na pewno bez pytania Danielle 'pożyczyła' sobie z jego szafy i dała przyjaciółce) czarne bokserki i zakolanówki w zimowe wzorki. 
- Zjebałem sobie życie - podsumował wydychając dym - Zajebiście, no nie? 
Dziewczyna wzruszyła ramionami i usiadła obok niego. Nie wiedziała co ma powiedzieć, nigdy nie musiała pocieszać pijanego człowieka, to była dla niej nowa sytuacja. 
- Wiesz...? - zaczęła patrząc w jego brązowe tęczówki, które wyrażały wszystko: ból, cierpienie, tęsknotę i zażenowanie - Czasami tak bywa, ale nie możemy się poddawać. Ludzie od nas odchodzą, zawodzą nas wtedy, kiedy najbardziej ich potrzebujemy, ale przychodzą inni, oni nam pomagają. Nic na to nie poradzimy.

- Christian, przyjedziesz po mnie na lotnisko o 14:40? - zapytała szukając czapki z prostym daszkiem. Dziś postawiła na wygodę, ubrała dresy, szarą koszulkę w czarne paski, sportowe buty i czapkę, której od jakiegoś czasu nigdzie nie może znaleźć - Samolot odlatuje o 9:55, Chris jesteś?
Chłopak nie odzywał się, przez całą noc nie spał, myślał o Justinie, o tym co mógł zrobić po tym co mu powiedział, nie znał go. Przecież znam go od 18 lat!
- Przepraszam - mruknął i wyrzucił niedopałek papierosa przez okno. Jego głos drżał, był bezsilny. Odtrącił swojego najlepszego przyjaciela, kiedy on go potrzebował. Nic na to nie poradzę, nie potrafię mu wybaczyć. - Tak, przyjadę po ciebie
- Chris, co się stało? - zapytała nieco przestraszona. Znali się od dziecka i nawet rozmawiając przez telefon mogła stwierdzić, że coś jest nie tak. Wiedziała, że to musi być coś poważnego, był silny i nigdy nie byłby aż tak zdołowany, gdyby to nie było ważne.
- Nic, Demi proszę cię - wyjąkał osuwając się po ścianie na dół i łapiąc się za czoło - Odbiorę cię, pa
Rozłączył się.
- Co się stało? - w progu pojawił się Matt. Miał na sobie same bokserki, a jego włosy były powykręcane na każdą stronę. Blondynka uśmiechnęła się i podeszła do niego składając delikatny pocałunek na ustach blondyna. Będzie mi go brakować, tych wszystkich poranków, wieczorów i niezapomnianych nocy. Nie lubiła się z nim rozstawać, ale od czasu do czasu wypadało odwiedzić rodzinę i znajomych.
- Kocham cię - szepnął jej do ucha i objął w pasie. Teraz nie wyobrażał sobie życia bez tej dziewczyny, była dla niego wszystkim, to u jej boku widział siebie za trzydzieści lat. Chciał z nią spędzić resztę życia. Mieć dzieci, psa i kota, wyprowadzić się na przedmieścia, mieć wnuki, kupić bujany fotel. Wiedział, że ona jest tą jedyną. Chociaż mogło się wydawać, że to młodzieńcza miłość, która przeminie, on naprawdę ją kochał. To nie były tylko puste słowa, które może wypowiedzieć każdy, to było nieograniczone uczucie. Uczucie, które nie zważa na wygląd, na to czy jest ćpunką, złodziejką, prostytutką czy kimś innym, po prostu jest. Nie ma pojęcia co by zrobił, gdyby ją stracił, gdyby związała się z innym facetem. Nie robiłby jej wielkich afer, chciał żeby była szczęśliwa, żeby znalazła kogoś, kogo pokocha, kto będzie dla niej dobry, a ona? Owszem, kochała go, ale już nigdy nie będzie potrafiła zakochać się. Nigdy nie będzie darzyła nikogo takim uczuciem jakim darzyła Justina. Nigdy nie będzie ślepo zakochana. Nie będzie potrafiła iść za mężczyzną w ogień nie zważając na konsekwencje. Wyjątkiem jest Christian, to on jest najważniejszym facetem w jej życiu. Wbrew pozorom to nie jest Matt, ani jej ojciec, nie. Christian Beadles jest jedynym osobnikiem płci męskiej, któremu ufa bezgranicznie, dla którego zrobi wszystko nawet jeśli miały ucierpieć ktoś bliski. Wiem, że to brzmi drastycznie, ale taka jest prawda. On nigdy by jej nie zawiódł, nigdy. On był jej bliższy niż jakakolwiek przyjaciółka, niż matka czy babcia. To on wysłał ją na odwyk, to on czytał jej biblie, gdy tego najbardziej potrzebowała, to on pomagał jej w najtrudniejszych chwilach w jej życiu. Był jak jej starszy brat, ale jednak bardziej bliższy. To z nim przeżyła swój pierwszy raz. Pamiętała każdy szczegół tamtego wieczoru, każdy, najmniejszy detal. Nie byli parą, po prostu chcieli spróbować, a ona chciała, żeby Justin był usatysfakcjonowany, gdy już się do siebie zbliżą.

Obudził się około południa. Głowa bolała go niemiłosiernie, a promienie słoneczne złośliwie oświetlały powieki chłopaka.
- Cholera - zaklął cicho z wielkim trudem podnosząc się do pozycji siedzącej. Powoli rozglądał się po pomieszczeniu próbując złapać ostrość. Nie pamiętał co się wczoraj stało, gdzie był, ani co robił. W jego głowie była kompletna pustka.
- Oh, już wstałeś? - usłyszał melodyjny głos, który przyprawił go o ciarki na plecach. Lekko przecierając powieki spojrzał w jej stronę. Wyglądała pięknie. Ubrana w białą sukienkę przed kolana, przewiązaną w talii skórzanym paskiem. Na to zarzuciła bordowy sweter i tego samego koloru buty na obcasie. Siedziała na obrotowym krześle przy biurku. Chłopak uśmiechnął się w jej stronę i powoli przypominał sobie szczegóły wczorajszej nocy. Rozmawiali, dużo rozmawiali. Tak jakby się zaprzyjaźnili? Tak, to coś w tym stylu. Ta brunetka stała się jego najlepszą przyjaciółką i chyba jedyną.
- Ślicznie wyglądasz... - szepnął, a ona się zarumieniła i skupiła uwagę na jego umięśnionym torsie. Miał kilka tatuaży. Podobało jej się to. Mimo to spuściła wzrok, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, którą natychmiast wytarła.
- Ej, mała. Co się stało? - Justin w mgnieniu oka uklęknął przy niej i wpatrywał się w jej pełne tajemniczości, brązowe tęczówki - Nie płacz, proszę.
- Nieważne - uśmiechnęła się i wtuliła w jego włosy, wiedziała, że może mu zaufać, że nie skrzywdzi jej ze względu na wszystko. Nie chciała mu mówić co jest powodem jej smutku, nie chciała, żeby się przejmował.
- Faith - szepnął jej do ucha, na co brunetka się wzdrygnęła. Uwielbiała sposób w jaki wymawiał jej imię. To 'Faith' nie było już wtedy zwykłym słowem, nabierało tajemniczości, subtelności. Ten kanadyjski akcent podkreślał każdą literę, a zachrypnięty głos sprawiał, że rozpływała się. Mimo, że znali się może dwa dni, to czuła, że ten facet jest wyjątkowy.
- Faith, proszę - dotknął jej policzka. Złapała go za rękę i splątała ich palce razem, położyła je na jej odkrytym kolanie - Nie lubię gdy jesteś smutna.
- To nieważne Justin, nic istotnego - uśmiechnęła się i wstała ciągnąc go za sobą. Bieber czuł, że to jednak jest coś poważnego, ale nie chciał naciskać, nie chciał, żeby się przestraszyła.

*

Jezu, nie sądziłam, że dokończę ten rozdział, ale jednak się udało. Jak widzicie, między Biebsem, a Faith coś jest ;3 No dobrze, więc nie rozpisuję się i przepraszam was za tak długi czas nieobecności. Po prostu nie miałam pomysłu, ale coś mi się udało napisać, więc jest dobrze? :)
O! I jeszcze coś! Serdecznie zapraszam was na opowiadanie o Jamie i jej idolu, który być może zmieni jej życie, rozkocha ją w sobie. Zapraszam na jealous-of-us i zachęcam do komentowania!